Nes Pov
Dlaczego to zrobiła? Dlaczego praktycznie jedyna osoba jaka mi teraz została... krzywdzi mnie? Co ja jej zrobiłam? Tak rozumiem. Była pijana, ale to nie powód, żeby podnosić na mnie ręki.. Tego było za wiele. Czy ona myślała, że jeśli mama nie żyje ona tak po prostu, może robić sobie co chce? To tak nie działało..
-Ashley...-zdążyłam tylko wykrztusić, oszołomiona jej zachowaniem i tym co właśnie zrobiła, kiedy ona mi przerwała.
-Zapamiętaj sobie Nes - mówiąc to dosłownie zgrzytała zębami - Justin jest mój - powiedziała z pewnością siebie i popatrzała na mnie, mrużąc oczy.
-Ale.. Ja nawet zbytnio go nie znam. Nie mogłabym z nim być. - krzyknęłam, kłamiąc jej prosto w oczy, bo przez okres "mieszkania" z Ashley zdążyłam już poznać go bardzo dobrze.
-Nie krzycz - powiedziała tylko i spojrzała w stronę drzwi, jakby się czegoś obawiając
-Ashley, do cholery. Możesz mnie posłuchać? - Krzyknęłam podchodząc parę kroków bliżej w jej stronę.
-Nie to ty posłuchaj mnie. Zniszczyłaś mi całe życie, zniszczyłaś życie mamie, tacie.. NAM. Gdyby nie ty ojciec by nas nie zostawił, a mamie by się nic nie stało - Krzyknęła wbijając we mnie wzrok
-Nie mów tak, dobrze wiem że to kłamstwo! - Krzyknęłam, wyrzucając ręce w górę z poirytowania.
-To prawda. Sądzisz, że bym Cię okłamała? A najśmieszniejsze z tej całej historii twojego zasranego życia jest to, że rodzice Cię w ogóle nie chcieli - Krzyknęła wystarczająco, aby obudzić naszych wszystkich sąsiadów, który i tak zarzucają nam cały czas, że z "naszego" mieszkania wydobywa się najwięcej hałasu.
Co ona właśnie powiedziała? Mama mnie nie chciała? Ojciec też mnie nie chciał? Ale czemu.. Co było powodem tego.. Byłam niechcianym dzieckiem? Byłam nie kochana? Oszukiwana, przez cały ten czas i dowiedziałam się tego w ten sposób? To by wszystko wyjaśniało, ojciec przecież zostawił nas kiedy się urodziłam.. Oni.. Oni mnie nie chcieli.
Zasłoniłam usta ręką, jakby powstrzymując się od płaczu i odsunęłam się parę kroków w tył, kręcąc głową z niedowierzeniem.
Justin Pov
Parkując przed domem Grande, rozejrzałem się po okolicy.
Było już ciemno, nic dziwnego było już dobrze po 2 w nocy. Byłem strasznie zmęczony.
Ale musiałem to załatwić. Nie mogłem poczekać do jutra. Tego było za dużo. Nie spałem już od ponad 24 godzin.
Wysiadłem z samochodu kierując się w stronę drzwi. Kiedy usłyszałem kłótnie..
Szybko się domyśliłem kto się kłócił, bo głosy Nes i Ashley nie były jakieś trudne do zapamiętania.
Złapałem za klamkę, wahając się..
Nigdy nie podsłuchiwałem, nie mogłem tego zrobić. To dziewczyny, po za tym nie chciało mi się słuchać ich babskich rozmów.. Kręcących się pewnie w okół kosmetyków i ciuchów.
Już miałem otworzyć drzwi kiedy usłyszałem krzyk Ashley:
"To prawda. Sądzisz, że bym Cię okłamała? A najśmieszniejsze z tej całej historii twojego zasranego życia jest to, że rodzice Cię w ogóle nie chcieli"
Po tym krzyku nie usłyszałem już nic innego jak kroki.
Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka z lekką dezorientacją.
Nes mnie zauważyła, jej oczy się rozjaśniły na mój widok, nic po za tym..
Pewnie nie zmieniła zdania, pewnie nadal uważała, że źle zrobiłem ratując jej tyłek.
Ashley mnie nie zauważyła kontynuując swoją przemowę:
-Zdziwiłam Cię? Na prawdę? Byłaś taką idiotką żeby uwierzyć mamię, że ojciec odszedł od nas z powodów interesów? Prawdziwym powodem tego, że odszedł byłaś TY - Krzyknęła zupełnie nie zwracając uwagi na oszołomienia Nes, wskazała na nią ręką, po czym zaśmiała wymuszonym śmiechem.
-Starczy Ashley - powiedziałem łapiąc ją za ugięcie ręki.
Przypomniałem sobie jak Nes mówiła, że mam się nie wtrącać. To jej życie. Puściłem rękę Ashley, nie zwracając zupełnie uwagi na Nes, choć wiedziałem że potrzebuje teraz wsparcia.. Skoro chciała, żebym się nie wtrącał, tak zrobię.
-Musimy porozmawiać - powiedziałem, wskazując na pokój Ashley
-Justin, proszę Cię nie teraz. Cokolwiek to jest, na pewno może poczekać - powiedziała, odrywając ode mnie wzrok.
-Ashley, to ważne. Bardzo wa.. - nie zdążyłem dokończyć, kiedy Ashley mi przerwała
-No chodź - powiedziała jakby nie było całej tej sytuacji, bez emocji, bez uczuć. Nie przejmowała się siostrą. Nie dziwię się. Ash zawsze taka była.
Poszedłem za nią wchodząc do jej pokoju.
Był dość przesadzony, choć pewnie patrząc z perspektywy Ashley było tu za mało różu.
Podłoga była z jasnego drewna, na środku leżał okrągły biały dywan.
Po prawej stronie było duże białe łóżko i dość spora różowa szafa, na przeciwko tego wszystkiego stała różowa sofa i różowo biały stolik. Na różowych ścianach było pełno ramek, a w nich zdjęcia..
Zgadnijcie kogo. Nikogo innego oprócz jej samej nie było na fotografiach, przykre ale prawdziwe.
Ashley była popularna, ale w rzeczywistości nigdy nie miała prawdziwych przyjaciółek, interesowała się tylko facetami i nadal tak jest.
Usiadłem na przeciwko niej. Już chciałem coś powiedzieć, kiedy wstała i zbliżyła się do mnie.
Jej ręka powędrowała pod moją koszulkę, pogłaskała mnie po torsie. Jej dotyk na mnie nie działał.
Ale nie powiem, że nie potrzebowałam tego. Byłem strasznie zmęczony.
Ostatni raz, nie zaszkodzi, jutro z nią porozmawiam.
Jakby na zawołanie, usiadła na mnie tym samym powodując, że położyłem się na łóżku.
-To jak panie Bieber? Kto dzisiaj jest górą?
Jej słowa odbijały się echem po moim umyśle.
Nes Pov
Wróciłam do pokoju, chociaż najchętniej wybiegłabym z tego domu i nigdy przenigdy nie wróciła. Ale gdzie miałabym iść? Nie miałam nikogo. Żadnych pieniędzy. Nic.
Zasłoniłam rolety cały czas się trzęsąc, zgasiłam światło i usiadłam na łóżku, aby się uspokoić.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej, nie mogłam uspokoić myśli. Cały czas słowa Ashley chodziły mi po głowie, czy ona nie wiedziała, że mówiąc mi to tylko pogorszyła sprawę? Wyrzeźbiła mi dziurę w sercu, której nic a ni nikt przenigdy nie pokryje. Moje ciało drżało, złapałam się za kolana i oparłam o ścianę.
-Ona kłamię, ona kłamię - powtarzałam sobie te słowa, próbując uspokoić swój umysł. Jednak to i tak nic nie dało.
Spojrzałam w stronę mojej torebki, w którym miałam portfel.
A w nim rzecz, która pomagała mi uspokoić myśli, nie robiłam tego dość długo. Próbowałam się od tego co raz bardziej oddalać, jednak to wracało. Z każdym ukłuciem serca co raz bardziej kusiło. Niektórzy mogą uznać to za idiotyzm, jednak to pomagało i uzależniało, strasznie. Gdybym mogła cofnąć czas do mojego pierwszego styknięcia się z żyletką. Nigdy bym tego nie zrobiła. Robiąc to pierwszy raz, sprawiłam, że było mi co raz gorzej, że coraz częściej o tym myślałam. Jednak dzisiaj nie mogłam się powstrzymać.
Schyliłam się po torebkę, szybko wyciągnełam portfel i to czego potrzebowałam.
Spojrzałam na nią. Kierując nią w stronę mojej ręki. Moje łzy kapały na nadgarstek. Zamknęłam oczy. Pomyślałam, o tym co mnie boli, o kłótni z Ashley. Przycisnęłam żyletkę kierując nią w dół nadgarstka. Otworzyłam oczy, przyprawiając się o jeszcze większy wodospad łez, moje łzy pomieszały się z krwią, kapiącą na moje spodnie. Przejechałam palcem po ranie, zamykając oczy.
Co raz ciężej oddychałam, jednak byłam bardziej spokojna.
Po moich policzkach, nadal leciały łzy.
Zamknełam oczy i jeszcze raz myśląc o tej całej sytuacji, o śmierci mamy, o tym jak potraktowałam Justina. Wyrzeźbiłam na ręce jeszcze jedną kreskę, tym razem bardziej głęboką. Krew przybrała kolor bordowy, złapałam skrawek bluzki i przetarłam nim po nadgarstku.
Moje łzy przestały lecieć, nagle zawibrował mi telefon w tym samym momencie żyletka upadła mi na podłogę. Szybko wstałam z łóżka powodując dość duży hałas. Spojrzałam na ekran telefonu:
Nieznane
"Nigdy nie będzie dobrze. Zrozum to skarbie."
Otarłam mokre policzki, rozejrzałam się po pokoju.
Usiadłam na łóżku próbując zrozumieć sms'a.
Gdy nagle usłyszałam, że ktoś zapukał w drzwi od "mojego" pokoju.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jutro będzie dokładnie miesiąc od kiedy nie dodałyśmy żadnego nowego rozdziału.
Nie będę nas tutaj usprawiedliwiać, a ni nic z tych rzeczy.
Powiem tylko, że od tego rozdziału będziemy starać się dodawać je bardziej regularniej.
W pewnym sensie to też moja wina, ponieważ umówiłyśmy się z Olą, że ten rozdział napiszę, a następny ona. Jednak strasznie zwlekałam z tym rozdziałem, potem obie o tym nie wspominałyśmy i jakoś tak wyszło.
Mam nadzieje, że od tej pory się jakoś w czasie w miarę wyrobimy.
Jeśli w przyszłości będzie więcej czytających na pewno ustalimy jeden termin, np. w soboty co dwa tygodnie. Zobaczymy. W każdym razie...
Jak wam się podobał rozdział?
Jak myślicie kto odwiedził Ness?
Czy w końcu poradzi sobie z okaleczaniem się?
Sama..? Czy może z czyjąś pomocą?
Czy dogada się z Ashley?
Jak będą wyglądały teraz ich relacje?
Czy wyjaśnią sobie wszystko z Justinem?
Tego na pewno dowiecie się w kolejnych rozdziałach.
-Ashley, to ważne. Bardzo wa.. - nie zdążyłem dokończyć, kiedy Ashley mi przerwała
-No chodź - powiedziała jakby nie było całej tej sytuacji, bez emocji, bez uczuć. Nie przejmowała się siostrą. Nie dziwię się. Ash zawsze taka była.
Poszedłem za nią wchodząc do jej pokoju.
Był dość przesadzony, choć pewnie patrząc z perspektywy Ashley było tu za mało różu.
Podłoga była z jasnego drewna, na środku leżał okrągły biały dywan.
Po prawej stronie było duże białe łóżko i dość spora różowa szafa, na przeciwko tego wszystkiego stała różowa sofa i różowo biały stolik. Na różowych ścianach było pełno ramek, a w nich zdjęcia..
Zgadnijcie kogo. Nikogo innego oprócz jej samej nie było na fotografiach, przykre ale prawdziwe.
Ashley była popularna, ale w rzeczywistości nigdy nie miała prawdziwych przyjaciółek, interesowała się tylko facetami i nadal tak jest.
Usiadłem na przeciwko niej. Już chciałem coś powiedzieć, kiedy wstała i zbliżyła się do mnie.
Jej ręka powędrowała pod moją koszulkę, pogłaskała mnie po torsie. Jej dotyk na mnie nie działał.
Ale nie powiem, że nie potrzebowałam tego. Byłem strasznie zmęczony.
Ostatni raz, nie zaszkodzi, jutro z nią porozmawiam.
Jakby na zawołanie, usiadła na mnie tym samym powodując, że położyłem się na łóżku.
-To jak panie Bieber? Kto dzisiaj jest górą?
Jej słowa odbijały się echem po moim umyśle.
Nes Pov
Wróciłam do pokoju, chociaż najchętniej wybiegłabym z tego domu i nigdy przenigdy nie wróciła. Ale gdzie miałabym iść? Nie miałam nikogo. Żadnych pieniędzy. Nic.
Zasłoniłam rolety cały czas się trzęsąc, zgasiłam światło i usiadłam na łóżku, aby się uspokoić.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej, nie mogłam uspokoić myśli. Cały czas słowa Ashley chodziły mi po głowie, czy ona nie wiedziała, że mówiąc mi to tylko pogorszyła sprawę? Wyrzeźbiła mi dziurę w sercu, której nic a ni nikt przenigdy nie pokryje. Moje ciało drżało, złapałam się za kolana i oparłam o ścianę.
-Ona kłamię, ona kłamię - powtarzałam sobie te słowa, próbując uspokoić swój umysł. Jednak to i tak nic nie dało.
Spojrzałam w stronę mojej torebki, w którym miałam portfel.
A w nim rzecz, która pomagała mi uspokoić myśli, nie robiłam tego dość długo. Próbowałam się od tego co raz bardziej oddalać, jednak to wracało. Z każdym ukłuciem serca co raz bardziej kusiło. Niektórzy mogą uznać to za idiotyzm, jednak to pomagało i uzależniało, strasznie. Gdybym mogła cofnąć czas do mojego pierwszego styknięcia się z żyletką. Nigdy bym tego nie zrobiła. Robiąc to pierwszy raz, sprawiłam, że było mi co raz gorzej, że coraz częściej o tym myślałam. Jednak dzisiaj nie mogłam się powstrzymać.
Schyliłam się po torebkę, szybko wyciągnełam portfel i to czego potrzebowałam.
Spojrzałam na nią. Kierując nią w stronę mojej ręki. Moje łzy kapały na nadgarstek. Zamknęłam oczy. Pomyślałam, o tym co mnie boli, o kłótni z Ashley. Przycisnęłam żyletkę kierując nią w dół nadgarstka. Otworzyłam oczy, przyprawiając się o jeszcze większy wodospad łez, moje łzy pomieszały się z krwią, kapiącą na moje spodnie. Przejechałam palcem po ranie, zamykając oczy.
Co raz ciężej oddychałam, jednak byłam bardziej spokojna.
Po moich policzkach, nadal leciały łzy.
Zamknełam oczy i jeszcze raz myśląc o tej całej sytuacji, o śmierci mamy, o tym jak potraktowałam Justina. Wyrzeźbiłam na ręce jeszcze jedną kreskę, tym razem bardziej głęboką. Krew przybrała kolor bordowy, złapałam skrawek bluzki i przetarłam nim po nadgarstku.
Moje łzy przestały lecieć, nagle zawibrował mi telefon w tym samym momencie żyletka upadła mi na podłogę. Szybko wstałam z łóżka powodując dość duży hałas. Spojrzałam na ekran telefonu:
Nieznane
"Nigdy nie będzie dobrze. Zrozum to skarbie."
Otarłam mokre policzki, rozejrzałam się po pokoju.
Usiadłam na łóżku próbując zrozumieć sms'a.
Gdy nagle usłyszałam, że ktoś zapukał w drzwi od "mojego" pokoju.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jutro będzie dokładnie miesiąc od kiedy nie dodałyśmy żadnego nowego rozdziału.
Nie będę nas tutaj usprawiedliwiać, a ni nic z tych rzeczy.
Powiem tylko, że od tego rozdziału będziemy starać się dodawać je bardziej regularniej.
W pewnym sensie to też moja wina, ponieważ umówiłyśmy się z Olą, że ten rozdział napiszę, a następny ona. Jednak strasznie zwlekałam z tym rozdziałem, potem obie o tym nie wspominałyśmy i jakoś tak wyszło.
Mam nadzieje, że od tej pory się jakoś w czasie w miarę wyrobimy.
Jeśli w przyszłości będzie więcej czytających na pewno ustalimy jeden termin, np. w soboty co dwa tygodnie. Zobaczymy. W każdym razie...
Jak wam się podobał rozdział?
Jak myślicie kto odwiedził Ness?
Czy w końcu poradzi sobie z okaleczaniem się?
Sama..? Czy może z czyjąś pomocą?
Czy dogada się z Ashley?
Jak będą wyglądały teraz ich relacje?
Czy wyjaśnią sobie wszystko z Justinem?
Tego na pewno dowiecie się w kolejnych rozdziałach.
Opłacało sie tyle czekać , świetny rozdział, czekam na kolejny @_queenbieber__
OdpowiedzUsuńUuuuu czekam na nexta <3
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, widać że się postarałaś. :) chociaż myśl, że będę musiała czekać kolejny miesiąc lub więcej mnie dobija..
OdpowiedzUsuńGfygffugftt <3
OdpowiedzUsuńo boże rozdział jest po prostu cudowny *.* tym bardziej że problem Nes z okaleczaniem jest mi bliski... czekam na next <3
OdpowiedzUsuńUxkvgyhixdvoddsgkpn PISZCIE DALEJ! <3
OdpowiedzUsuń@holdtightshawty
Swietny ♥ piszcie dalej *.*
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuń